Czy natknąłeś się kiedyś na stare zdjęcie jakiegoś przedmiotu i zastanawiałeś się: „Do czego to, u diabła, służyło?”. Dokładnie to się stało, gdy w internecie pojawiło się zdjęcie dużego, metalowego przedmiotu. Niektórzy myśleli, że to część maszyny, inni, że to przedmiot dekoracyjny z innej epoki. Ale… okazało się, że to jeden z pierwszych odkurzaczy!
Tak, ten wierny towarzysz naszych sesji sprzątania ma mało znaną historię, która jest o wiele bardziej zaskakująca, niż się wydaje . I przekonasz się: początki tego niezbędnego urządzenia były dalekie od prostoty…
Zanim naciśniesz przycisk „włącz”, musisz się trochę natrudzić!
W XIX wieku higiena stopniowo stawała się priorytetem w domach. Zrozumiano, że życie w czystym środowisku jest dobre dla zdrowia… ale także dla wizerunku społecznego. Nic więc dziwnego, że pojawiło się zapotrzebowanie na skuteczniejsze narzędzia niż zwykła miotła.
I tu właśnie pojawia się nasz słynny, tajemniczy obiekt: odkurzacz… bez prądu . Wyobraź sobie duże metalowe pudełko z uchwytem, który trzeba było stale obsługiwać, aby wytworzyć mechaniczne ssanie. Tak, w tamtych czasach sprzątanie wymagało sporej dawki energii!
Wśród kultowych modeli znajduje się Whirlwind , opatentowany w 1869 roku przez niejakiego Ivesa W. McGaffeya. To dziwne urządzenie działało za pomocą miechów uruchamianych ręcznie. Nie trzeba dodawać, że czyszczenie dywanu wymagało pewnej wytrwałości…
Duch innowacji ponad wszystko

Oczywiście, te prymitywne maszyny nie mają nic wspólnego z naszymi nowoczesnymi, cichymi, połączonymi, a czasem nawet autonomicznymi odkurzaczami. Ale bez nich nie byłoby Dysona, robotów sprzątających, a przede wszystkim idei „uproszczonego sprzątania”.
Od korby do elektryka: wielka metamorfoza
Aby kontynuować czytanie kliknij Dalej poniżej 👇👇